>>>RokPolski-Grudzień

Wojciech Goniowski  
in Rok Polski

Rok Polski; Grudzień

ANIOŁ PASTERZOM MÓWIŁ

Chociaż dni są jeszcze krótsze, noce jeszcze dłuższe, nastrój grudnia jest odmienny od nastroju listopada. Uroczysta odświętność cechuje ostatni miesiąc roku. Przyczyniają się do tego Gody i śnieg. Piękno śniegu cenią należycie tylko ci, co go od lat nie widzieli bytując w kraju, gdzie przez pięć miesięcy obowiązuje koniec października. Na czym polega czar śniegu? Że cichy. Następnie, że biały. Cisza jest zawsze dostojna, jak hałas zawsze pospolity. Pośród wrzawy trudno myśleć, w ciszy człowiek jest przymuszony do zadumy i skupienia. Zgiełk rozdrabnia - cisza wyogromnia. Wszystkie wielkie rzeczy, by się narodzić, potrzebują ciszy. Biel to czystość i niewinność. Tęsknota stworzenia za utraconą przez grzech czystością daje się zmierzyć zachwytem, co ogarnia duszę, kiedy na ziemię spadnie pierwszy śnieg. Matka przed urodzeniem dziecka stroi dlań kołyskę. Świat oczekujący przyjścia Zbawiciela obleka się w biel.

Oczekiwanie stanowi istotę grudnia. Oczekiwanie na Gody.

Wszystkie artykuły z serii Rok Polski kliknij tu lub na dole strony w zakładce Publikacje.

Gody to szczególne, niecodzienne słowo. Znaczy więcej niż biesiada, obchód. To stan szczęśliwości. Chrystus Pan, porównując Apostołów do sług czekających na swego pana, kiedy by się z godów wrócił - mówi o sobie samym. To On, Zbawiciel, przebywa na godach wiekuistych, z których raczy zstępować na ziemię. Panny mądre wchodzą wraz z Oblubieńcem-Chrystusem na gody i zawarte są za nimi drzwi. Niepowołanego biesiadnika pyta Pan: Przyjacielu, jakeś tu wszedł, nie mając szaty godowej? Więc w oczekiwaniu Godów śnieży się ziemia, białe puchy wirują w powietrzu. Ludzie dalecy od czystości śniegu śpieszą w przedświtowym mroku na roraty. Kręcone spiralnie stoczki połyskują w ciemnej nawie. Na czele rzesz, pragnących przez modlitwę i pokutę odzyskać szatę godową, kroczy bolesna para winowajców: Adam i Ewa. Nikt tak gorąco jak oni nie żąda, by zostało odzyskane, co przez ich słabość przepadło. - Boże, któryś godność natury ludzkiej cudownie stworzył i jeszcze cudowniej naprawił... Czeka świat. Czeka wszelkie stworzenie. Adventus. On przyjdzie. Rorate coeli, desuper, et nubes pluant Justum... Niech otworzy się ziemia i zrodzi Zbawiciela. Niech spłynie zwieńczona gwiazdami Niewiasta, która odkupi błąd Ewy. Tamta była pychą, Ta będzie pokorą. Tamtą przeklinają pokolenia, Tę - błogosławioną zwać będą wszystkie narody. Niech zejdzie, cicha i biała jak śnieg... A Słowo stanie się Ciałem... Szczególny urok otacza postać grudniowej patronki - Barbary. Nie była z Polski rodem owa dziewczynka zamknięta w lochu przez ojca poganina i z lochu wyprowadzona na śmierć, lecz jakże ją pominąć, co trzecia panna w Polsce zwie się Basia, a górnicy czczą w Barbórce swoją opiekunkę serdeczną! Święta Barbara należy do rzędu czternastu Orędowników, mających stałe dyżury ratownicze nad światem, jest przy tym patronką dobrej śmierci i kto się do niej zwróci, nie umrze bez sakramentów. Choćby zapadł w głąb ziemi, choćby na dno morza, przyniesie mu wiatyk, jak przyniosła świętemu Stanisławowi Kostce, gdy leżał śmiertelnie chory. Dlatego górnicy miłują Barbarę. Jeżeli na świecie otwartym, zielonym i modrym nieraz człowiekowi straszno - cóż dopiero pod ziemią, w ciągłym niebezpieczeństwie? Mają wprawdzie kopalnie swego gospodarza, dobrego ducha, którego w Olkuszu zowią Skarbnikiem, a na Śląsku Pusteckim. Krąży po chodnikach w postaci starego sztygara, lampą świeci jak każdy górnik, tylko że światło lampy jest czerwone. Ostrzega przed wypadkiem, ale śmiałości nikt do Pusteckiego nie ma. Inaczej jest z Barbórką! Człowiek, gdy na niego bije pot śmiertelny, wzywa jej jak matki, siostry albo córuchny najmilszej i ona zawsze z ratunkiem nadleci. Jeśli taka wola Boska, że umierać trzeba, pocieszy, utuli, do końca z grzesznikiem zostanie i przebaczenie win dla niego uprosi. Toteż 4 grudnia wielkie święto. Z paradą, w pióropuszach, idą górnicy pokłonić się swej patronce. Była też święta Barbara patronką polskiego podziemia w czasie okupacji niemieckiej i wielu ludzi, co przedtem modlitwy nie znało, przekonało się, jak chętną i mocną Barbara jest pośredniczką. ...Wyszedł edykt od cesarza Augusta, aby spisano wszystek świat... Spełniły się czasy. Dzieciątko się nam narodziło i Syn nam jest dany. Moc panowania na ramieniu Jego i dano Mu na imię Książę Pokoju, Ojciec Przyszłego Wieku, Wielkiej Rady Anioł. Dreszcz przeszył ziemię, dreszcz, co dotąd nie osłabnął. Od chwili, gdy chór aniołów zabrzmiał nad Stajenką, zmieniło się wszystko i nigdy już ludzkość nie wróci do mrocznego stanu, w jakim trwała przed Odkupieniem. Wnet ziemia, która zrodziła Zbawiciela, zakwitnie nie znanym dotychczas kwiatem świętości. Pierwsza będzie świętość męczeństwa. Kamienie miotane na głowę świętego Szczepana - to pociski ujawniające ofensywę złego ducha, rozpoczętą w chwili narodzin Księcia Pokoju. Polska przeżywa głęboko radość nocy betlejemskiej, łącząc po swojemu stare wierzenia z nowymi. Wilia, wieczerza o charakterze sakralnym, jest tak mocno związana z nami uczuciowo, że w oczach wielu Polaków przesłania właściwe święto. Staje się treścią, miast wstępem. Potrawy spożywane w czasie Wilii, ich sposób przyrządzania, ich kolejność są tradycyjne, symboliczne, niezmienne. Z pradawnych czasów wywodzi się kutia, pszenica obtłukiwana w żarnach, znamionująca sytość, zmieszana z makiem i miodem. Mak to spokojny sen, a miód - słodycz. Zachodnie ziemie Polski wprowadziły w miejsce kutii bardziej nowoczesne łamańce z makiem, 125 lecz wszystkie składniki potrawy pozostały te same. Kulminacyjnym momentem wieczerzy jest dzielenie się opłatkiem, zbliżające oddalonych, łączące umarłych z żywymi. Wyciągnięta dłoń z okruchem chleba sięga poza rzeczywistość. Siano rozesłane na stole przywodzi na myśl Stajenkę. Siano to po wieczerzy zostanie rozdane żywinie, wcześniej zaś posłuży do wróżb krótkiego czy sędziwego życia, zależnie od długości źdźbła wyciągniętego spod obrusa. Jedno miejsce wolne, nie zajęte przez nikogo, tradycja zostawia dla „zagórskich panów". Ktokolwiek zajdzie w dom polski w święty, wigilijny wieczór, zajmie to miejsce i będzie przyjęty jak brat. Raz do roku, w ciągu paru godzin, społeczeństwo uświadamia sobie przez ten zwyczaj, jakim rajem byłby świat, gdyby prawa wigilijnej wieczerzy rządziły nim stale. W czasie Wilii nikt nie powinien wstawać od stołu. Niedobrze, gdy który z biesiadników zobaczy własny cień na ścianie. Zwiastuje to śmierć w ciągu roku. Liczba obecnych jest pożądana parzysta, świateł nie może być trzy, zwłaszcza dotyczy to świec. Każde zdarzenie w ciągu tej wieczerzy jest wróżebne i doniosłe. O północy zwierzęta rozumieją ludzką mowę i odpowiadają na pytania człowieczym głosem. Pewien gospodarz, pragnący to sprawdzić, skrył się w oborze pod żłobem i czekał. Posłyszał, jak wół mówi do drugiego wołu: „Szkoda, że powieziemy naszego pana na cmentarz. Sprawiedliwy był człek". Podsłuchujący przejął się do tego stopnia, że umarł nazajutrz i tak sprawdziło się, co mówiły woły. Gospodarz po Wilii idzie z siekierą do sadu, poleciwszy wprzód synowi, by czekał za płotem. Przykłada siekierę do pnia każdego drzewa pytając srogo: „Będziesz rodzić?" - „Będę! będę!" - odkrzykuje chłopak i uspokojony tym zapewnieniem gospodarz stawia to pytanie następnej jabłoni. Potem przechodzi do pszczół. Odkłada siekierę, bo pszczoła harde stworzenie, może się obrazić, i każdemu z uli kolejno obwieszcza wiadomość, że Chrystus Pan się narodził. Dziewczęta po Wilii stają, z łyżką drewnianą w ręku, przy płocie, nasłuchując, z której strony pies zaszczeka. Stamtąd pojawią się swaty. Zebrane w gromadkę, ustawiają zdjęte z prawej nogi trzewiki, od pieca ku wyjściu. Której trzewik pierwszy sięgnie progu, ta najprędzej pójdzie za mąż. Wieczór świętego Szczepana zwie się „szczodry wieczór", w tym dniu bowiem czeladź i rodzina składali życzenia gospodarzowi, czyli „szczodrowali". (Ostatnio ten zwyczaj został przeniesiony na Nowy Rok.) Po obfitym poczęstunku smarowano pułap miodem i gospodarz rzucał w górę ziarna zboża. Jeśli zboże przylgnęło do posmarowanych belek - wróżyło to dobre zbiory. Jeśli odpadło - darmo oczekiwać pomyślnego roku! „Drzewko", śliczna ozdoba świąt Bożego Narodzenia, szczyci się starą, jak kutia, tradycją. Pochodzi od aryjskiego „drzewa życia", którego ślady w sztuce lub obyczajowości znajdziemy wszędzie, dokąd dotarli Ariowie. Ten sam rodowód posiada „moiczek" obnoszony w maju, ten sam „wiecha" umieszczana przez cieśli na ukończonej więźbie dachu, powiewająca strużynami i papierowymi wstęgami. Niegdyś w polskich chatach w czasie Godów zawieszano u pułapu świetlicy ścięty czubek jodły lub świerku, wierzchołkiem ku dołowi, ustrojony tradycyjnie w wydmuszki jaj (jajo - symbol życia), piernikowe figurki (ślad zastępczych ofiar ludzi i zwierząt), jabłka znamionujące zdrowie i „światy" z opłatków. Ten prototyp „drzewka" zwano „jodłką", a widywał ją jeszcze i opisał Oskar Kolberg. Zwyczaj ten pozostał wyłącznie ludowy. W XIX wieku burżuazja polska została oczarowana „choinką" niemiecką. Nowe drzewko pochodziło z tego samego źródła co dawne, lecz stało prosto, miast bujać się u pułapu; na gałązkach płonęły świeczki i połyskiwały kolorowe szklane bańki. Stosunkowo szybko „choinka" przeszła z salonów do chat, wypierając ubogą krewniaczkę „jodłkę". Obecnie świeczki, którym „choinka" zawdzięcza nastrój i woń rozgrzanej żywicy, ustępują miejsca oświetleniu elektrycznemu. Zmodernizowane czy staroświeckie drzewko pozostaje w mieszkaniu obowiązkowo do Trzech Króli, stanowiąc tło dalszych obrzędów ciągnących się, niby echo wielkiego dnia, przez pierwszą dekadę stycznia. Jeśli na świętą Barbarę był deszcz, pasterka wypada po mrozie (i odwrotnie). Śnieg skrzypi pod nogami. Błyszczą okienka chat, jedyna to bowiem noc w roku, gdy wieś czuwa i pali światło do późna. Kościół przepełniony ludźmi otacza łuna blasku i mgła oparu bijącego z ośnieżonych ciał. Dzwony biją. Płyną chóralnie śpiewane kolędy. Stary czy młody, wierzący czy obojętny religijnie - gdzież jest Polak, dla którego melodie: „Bóg się rodzi", „Wśród nocnej ciszy", „W żłobie leży" - nie stanowiłyby części własnej duszy? Zrosły się one nierozerwalnie z polskością, której są wykwitem, a mogą być słusznie dumą. Każdy naród chrześcijański posiada swoje pieśni bożonarodzeniowe, nigdzie jednak nie wyrosła ich podobna mnogość, nigdzie też nie są równie bezpośrednie i tkliwe. Artur Górski w jednym ze swych dzieł nazwał Słowian „urodzonymi słuchaczami ośmiu błogosławieństw". Dodajmy, iż byli również urodzonymi czcicielami Żłóbka. Z Bożych Tajemnic Narodzenie zdało im się najbliższe i najukochańsze. Lud niebogaty, zwyczajny surowych zim, współczuł młodej Matce, „co uboga była, rąbek z głowy zdjęła", by okryć Dziecię złożone na sianie. Dzisiaj w okresie Bożego Narodzenia można słyszeć około dwudziestu kolęd. Miłośnicy pieśni znają ich do sześćdziesięciu, a to jest zaledwie nikła część. Ostatni zbiór kantyczek, usiłujący być kompletnym, wydany w ostatnich dziesiątkach lat minionego wieku, liczył ponad sześćset pozycji! W tym dorobku nagromadzonym wiekami można odróżnić kilka grup. Poważne pieśni kościelne; płody rymopisów dworskich w przesadnym stylu XVIII wieku, gdzie kandory, adamanty, wety, fety i splendory zaciemniają sens każdego zdania; kolędy miejskie, cechowe; na koniec, najliczniejsze, pastorałki niekłamanie ludowe. Wspomniana powyżej przesada sięga i klasztorów. Zakonnice, śpiewając radość z Narodzenia Pana, porównują ją do piramidy marcepanu lub cukrowego kolosu. Czasem poeci dworscy usiłują naśladować ludowość. Piszą wówczas: .. .Pospieszajmy do domu, Kuba, bracie miły, By nobis łupi gregem nie potarmosiły... W powodzi sztuczności można znaleźć jednak okruchy prawdziwej poezji. Oto autor skarży się, że: .. .szara wśród łat pajęczyna - Bożego Syna Obiciem była. Po czym pyta: Jakie powicie miało to Dziecię? Za atłasy, perły drogie ustroiła je w ubogie Piełuszki nędza. W jakich wygodach, czy spał w swobodach? W twardym żłobie, ostrym sianie, delikatne spało Panie, Nie na łabędziach. Inna kolęda odpowiada: Ale dziwniejsze, że Pan ogniem bywszy, W siano się ukrył, siana nie spaliwszy. Oj, siano, siano, czemu nie gorejesz? Każdy cech, każdy zawód, posiada własną kolędę. Nawet... szulerzy. („Ażard to gracki, śmierć traf nam zadała...") Nawet najbiedniejsi, co nic, prócz duszy, swojego nie mają. I oni: „Szczypek narąbiemy, wody przyniesiemy... Hej, kolęda, kolęda!" Rozważni rajcowie miejscy spoglądają wstecz, szukając przyczyny zdarzenia: ... Wędrujże, Ewo, z raju, już cię tu dobrze znają, Zdejm manek, idź do kądziele, Zdejm forboty, idź do roboty! Ten sam motyw powtarza się w innej kantyczce: ...Z raju, pięknego miasta, Wygnana jest niewiasta... Rubaszni mnisi, dalecy od partesu uczonych siostrzyczek i „cukrowych kolosów", huczą basem bez obłudy: Jezus się rodzi, dobra przyczyna, Jezus się rodzi, daj nam węgrzyna, Ojcze nasz, przeorze, wszakże jest w klasztorze, Nagrodzi to Jezus Dziecina... Teraz pastorałki. Pokłosie rymów, przeważnie częstochowskich, czasami natchnionych, daje wierny obraz nocy betlejemskiej. Oto niebo się otwiera, niebo goreje: .. .Nie wiem, czy na jawie, czy mi się śniło, Ze koło mej budy słońce świeciło... Hej, bracia, czy wy śpicie, czy wszyscy baczycie? Anioł mówi: Nie bój się, nie bój się, Maćku pastuszku, Jesteś ty, jestem ja u Boga służką... (Jesteś ty, jestem ja - trudno wyraźniej podkreślić poczucie godności ludzkiej.) ...Bo się narodził Zbawiciel, wszego świata Odkupiciel... Pasterze stoją oniemiali i - natychmiast - czyn: Rzućmy nasze stada! Niech Pan nimi włada! A my do Betlejem! Którędy droga? Ot, trzeba iść do Mogiły, potem do Pińczowa, A z Pińczowa na Bielany, potem do Głogowa... Od Głogowa do Betlejem będzie już pół drogi, Weźmiem z sobą ze dwa sadła, by smarować nogi... Nie godzi się iść z próżnymi rękoma: ...A ty zaś, Rochu, pięknego grochu weźmij na plecy pół wora, Pod jednym dachem mieszkasz ze Stachem, daj mu tłustego kaczora, Niech weźmie w kobiele, będzie na niedzielę, terazże idźmy wraz wszyscy. Idą. Serca mają pełne radości. Nie tylko oni: W dzień Bożego Narodzenia radość wszystkiego stworzenia, Ptaszki w górę podlatują, Jezusowi przyśpiewują, Pies z zającem siedzą, z jednej misy jedzą, I Wilk owcom nie szkodzi, wespół z nimi chodzi. Nawet: Śnieg i lód grudniowy - słodki jak cukrowy, Wszystko się zmieniło, jak nigdy nie było. Padają do stóp Maryi, trzymającej na ręku Dzieciątko: Czymże Ci się odpłacimy, cóż Tobie za to oddamy? Toć zawdzięczyć, byś na miazgę nas zbił, nie zdołamy, Więc na jakie stanie nas podarki, Panie, Takieć dajemy... Wzruszeni i szczęśliwi, w pełnym zrozumieniu dobrowolności ofiary, użalają się słowami znanej kolędy beskidzkiej: Tam Ci w niebie śpiewały prześliczne Anioły, A tu leżysz sam jeden, a przy Tobie woły; Tam spijałeś, spijałeś, słodkie małmazyje, Tu się Twoja gębusia gorzkich łez napije. Czy nie lepiej, mój Jezu, zostać było w niebie? Toć Pan Tatuś Kochany nie wyganiał Ciebie? Straszliwego Majestatu Pan, Stworzyciel Wszechrzeczy, Święty, Mocny, Nieśmiertelny - którego aniołowie się lękają, choć na Jego twarz patrzają - jest nazwany Tatusiem Kochanym, z ufnością, która rozbraja niebiosa. Z tą ufnością, trzymając się ręki Ojca, Polska kończy stary rok, wnosząc w rok nowy niezagasłą radość Godów. Zofia Kossak, „Rok polski. Obyczaj i wiara”
Odsłony: 906